Aneta Gawrońska

Jesteśmy autorami własnego życia

Rozmawiała: Dagmara Rybicka

Wraz z imponującymi dokonaniami zawodowymi spowodowała Pani zmianę postrzegania kobiet w biznesie. Ma pani świadomość, jak dużo robi dla nas - kobiet?

Nie, zupełnie tak tego nie postrzegam. Rzeczywiście od wielu lat mam przyjemność dowiadywać się od osób, którymi zarządzam, że jestem dla nich ogromną inspiracją jako manager. Długo zastanawiałam się nad tym, co za tym stoi, dziś wiem, że nieszablonowe myślenie i odwaga do podejmowania decyzji. Być może w polskim społeczeństwie kobieta nie kojarzy się z osobą, która jest odważna, bo ten atrybut przypisany został mężczyznom. Ja w biznesie mocno stawiam na ludzi i oni to czują. Jestem zawsze po ich stronie i bardziej wierzę w nich, niż oni w siebie. W związku z tym osiągają dużo więcej, niż sami podejrzewali, że potrafią.

Takie nastawienie wciąż jest rzadkością u liderów.

Inspirujący lider to w dzisiejszych czasach jedyny lider, za którym ktokolwiek będzie podążał. Nie sprawdzają się już autorytarne metody zarządzania, nie ma też ideałów i idoli. Ludzi nie stawia się na piedestał. Obserwuje się człowieka, takim, jakim on jest. Akceptuje się fakt, że popełnia błędy, ale idzie się za tymi, którzy są zwyczajnie uczciwi i szczerzy oraz lubią to, co robią.

Od inspiracji do podziwu. Czy ten dar sprawia, że czuje się Pani wyjątkowa?

Bardzo rzadko w ogóle mam poczucie dumy. Spełniam się, gdy widzę, jak wiele udaje się osiągnąć i realnie wpływać na zmiany. Sprawdza się zasada, że człowiek cieszy się podwójnie, gdy może się tą radością podzielić. Nie wierzę, że liderzy są w stanie osiągać sukcesy samodzielnie. Aby dziś było to wykonalne, trzeba stworzyć zespół zgranych i wzajemnie polegających na sobie ludzi. Lider jest od tego, by budować te zespoły w najbardziej efektywny sposób. Jestem fanką dobierania ludzi komplementarnych, różniących się między sobą, bo w inności jest siła. Łącznie stanowią kompletny zespół, a każda z osób skupia się na tym, co jest jej mocną stroną. Przy takim podejściu udaje się osiągać cele, ponieważ ludzie są zadowoleni ze swojej pracy, chętnie podejmują wyzwania i dzielą się wiedzą.

Potrafiłaby Pani zawodowo i prywatnie funkcjonować bez celu?

Interesując się mindfulness, ćwicząc jogę i medytując, dużo się uczę i staję się bardziej samoświadoma. Wierzę, że trzeba być człowiekiem otwartym i że cele są dobre pod warunkiem, że podczas drogi do ich osiągnięcia mamy otwarte oczy i głowę, by dostrzegać szanse pojawiające się w otoczeniu. Skupiając się na jednym celu, możemy nie zauważyć stu innych możliwości, które pojawią się po drodze i będą lepsze od celu, który zdefiniowaliśmy wcześniej. Czy ja potrafiłabym żyć bez celu? Nie.

Jak to jest przebijać szklany sufit, szczególnie że zawodowo funkcjonuje Pani w świecie zdominowanym przez mężczyzn?

Ja w ogóle nie zakładam, że coś nie jest możliwe. Nigdy nie docierało do mnie, że kobieta może mieć inne możliwości niż mężczyzna. Zdarzało się to jedynie w chwilach, gdy ktoś to nazywał, jak headhunter, który zapytał mnie wprost, jak sobie daję radę w męskim świecie finansów. Odpowiedziałam, że przecież liczby nie mają płci.

Czyli zjawisko szklanego sufitu to teoria, która stwarza nam furtkę, aby sobie pewne rzeczy wytłumaczyć?

Operuje jako pewne powiedzenie, bo zaistniało w głowach wielu ludzi. Byt określa świadomość, działamy w taki, a nie inny sposób. Nigdy nie zakładałam, że mam jakiekolwiek ograniczenia.

Dlaczego w takim razie przypisywana jest nam różowa sukienka i brak umiejętności analitycznego myślenia?

Jako społeczeństwo tkwimy w stereotypach i nie mówię, że są one sprawiedliwe. Finanse, zarządzanie ludźmi jest tym, co kocham i mam do tego predyspozycje, więc szklanego sufitu nigdy nie widziałam. W ostatnich latach dyrektorów finansowych definiuje się znacznie szerzej – wcześniej ich rola była skostniała, przypisana tylko do finansów. Obecnie to cały back office, zarządzanie również zasobami ludzkimi, IT, administracją, co zmienia rozumienie tej roli. Uważam, że każdy dyrektor dowolnego obszaru jest bardziej skuteczny, jeśli jest HR-owy. Nie jest możliwe efektywne zarządzanie, jeśli nie potrafimy zarządzać ludźmi. Również nie przesadzałabym z umiejętnościami analitycznymi po stronie dyrektorów finansowych. Jeśli będą wyposażeni jedynie w duże zdolności analityczne, nie ma możliwości, by byli dobrymi managerami, co jest kluczowe i wymagane dla tej funkcji. Im więcej świadomego zarządzania zasobami ludzkimi, tym lepsze będzie zarządzanie. Tu widzę fantastyczną rolę dla kobiet.

Co ma Pani na myśli?

Kobiety z natury są bardziej nastawione na współpracę i budowanie relacji. To duży potencjał do wykorzystania w świecie biznesu, skupionym często nadal wyłącznie na osiągnięciu celów. Dla wielu z nas coraz ważniejsze okazuje się nie tylko osiąganie celu, ale także droga, jaką trzeba pokonać i sposób realizacji zadań. Chcemy mieć satysfakcję podczas współpracy, rozwój przy podejmowaniu nowych obowiązków, a także poczucie bycia docenionym.

Aneta Gawrońska

Lista Pani pasji robi wrażenie. Czy dobrze określę Panią jako osobę każdego dnia „głodną” świata?

Absolutnie tak. Każdy z nas rodzi się z określonym potencjałem energetycznym.  Kiedyś mój nadmiar energii postrzegałam jako problem, dziś go uwielbiam. Mój apetyt na życie jest niezmiennie wielki, budzę się rano i mam energię do końca dnia. Zawsze jestem ciekawa i otwarta na to, co się może wydarzyć.

Jak pogodzić gotowość do przygód z pracą i macierzyństwem?

Jeśli kocha się żyć, to bardzo wiele można zrobić. Żyję bardzo intensywnie, co stanowi pewien kłopot dla osób z niższym poziomem energii. Zdarza mi się słyszeć, skąd mam tyle siły i chęci.  Lubię ludzi, staram się zauważać to, co pozytywne, to daje mi energię i nakręca do działania. Intensywnie pracuję, ale też intensywnie wypoczywam, bardzo regularnie uprawiam sport. Nawet gdy medytuję, robię to podczas uprawiania sportu. Uwielbiam dalekie podróże, na które zabieram dzieci, aby pokazać im, jak różnorodny jest świat, to uczy akceptacji i tolerancji. Wychowuję dzieci na obywateli świata, które wiedzą, skąd pochodzą i gdzie są ich korzenie, ale same mają prawo zdecydować, kim chcą być i gdzie chcieliby spędzić swoje życie.

Pragmatyczka czy ryzykantka. Jak z Panią jest?

Trudne pytanie, bo jestem i pragmatyczna, i ryzykantka. Spod znaku Panny, więc z natury lubię mieć wszystko poukładane. Ponieważ jestem finansistą, mam nadmierną potrzebę kontroli, co przeszkadza w życiu, podobnie jak perfekcjonizm. Odbijam to sobie podczas moich wyjazdów i wypraw, kiedy robię rzeczy szalone: skaczę ze spadochronem, latam na paralotni, uprawiam rafting lub zdobywam kolejne szczyty.

W czym pomaga realizacja marzeń i balansowanie na granicy ryzyka?

Utwierdza w przekonaniu, że należy być odważnym. Nie ograniczać się, nie wpadać w stereotypy. Kiedy przekraczam swoje granice i pokonuję lęk, wchodzę na poziom odwagi. Będąc na poziomie odwagi, potrafimy definiować, czego chcemy, co wynika z naszych pragnień, a nie oczekiwań ze strony środowiska. Jestem głęboko przekonana, że dopiero na tym poziomie decydujemy, jak może wyglądać nasze życie. Wymaga to pokonania ograniczeń, które sami stworzyliśmy nie wierząc w siebie. Ćwiczenie odwagi do podejmowania decyzji i wzięcia odpowiedzialności powoduje, że zaczynamy kreować swoje życie, mamy wpływ na to, co wokół nas się wydarza.

Kampania „Jesteś piękna, kiedy jesteś sobą” jest dla Pani…

Zaskoczeniem, ponieważ nie miałam świadomości, że przyjaciółka zgłosiła mnie do udziału w kampanii. Jest też jedną z większych niespodzianek. Żyję według maksymy „Miej odwagę, by marzyć i spełniać marzenia”. Uwielbiam spełniać marzenia moich bliskich, a teraz zrealizowało się jedno z moich marzeń, za co odczuwam wdzięczność i radość.

Jak się Pani czuła w nowej roli?

Zestresowałam się (śmiech). Chociaż cieszyłam się na wyjazd, podczas sesji okazało się, że są emocje. Zadałam sobie pytanie, co to znaczy być sobą. Co to znaczy tworzyć spokój i dom dla siebie. Co znaczy być ocenionym, bo wystawiam się przecież na opinię innych. Zdałam sobie sprawę, że łatwiej jest być odważnym, kiedy coś zależy od nas, kiedy mamy na to wpływ.  W sytuacji, gdy nie możemy kontrolować, jak zostaniemy odebrani przez otoczenie, zaczyna się ogromny stres. Nie posiadam mediów społecznościowych, więc udział w kampanii zwrócił bardziej moją uwagę na problem, dlaczego tak wiele osób boryka się z niską samooceną. Koncentrując się na tworzeniu wizerunku w oczach innych, często ostatecznie oddalamy się od siebie, naszych uczuć, punktu widzenia i pragnień. Zrozumienie samego siebie jest jednym z największych problemów w społeczeństwie. Pojawia się pytanie, czy na wykreowanym wizerunku kończy się nasza odpowiedzialność za własne szczęście?  Prawdziwy spokój i zadowolenie możemy znaleźć tylko wtedy, gdy podążamy w zgodzie z własnymi przekonaniami, idąc swoją drogą, szanując uczucia swoje i innych, mając odwagę pozostać sobą niezależnie od okoliczności. To fundament do zbudowania bezpiecznego domu w sobie, do którego zawsze będziemy chcieli wracać, nawet z najdalszych podróży.